Katar u Bartusia utrzymywał się tygodniami. Lekarze na odległość zmieniali krople do noska, bagatelizując wątpliwości mamy. Okazało się, że to ostra białaczka limfoblastyczna T-komórkowa.
Kiedy rodzice musieli być w pracy, Wojtka pilnował w szpitalu onkologicznym jego starszy brat Grzesiek: kupował w sklepie to, czego nie pozwalali im jeść rodzice, smażył naleśniki - na całym oddziale czuć było spalenizną. Z kartonów po lekach robili sobie pistolety, miecze.
Staś w swoje drugie urodziny jest już w szpitalu - zakładają mu wkłucie centralne do podawania chemii, niezbyt fajny prezent dla dwulatka. Mateusz po zajęciach w szkole sam zgłasza się do bazy dawców szpiku. Jeszcze nie wie, że uratuje kiedyś Stasia i że on zaprosi go do siebie na ryby.
Sandra pierwszą chemię dostała w dniu, w którym miała się dopiero urodzić. Lekarze nie mieli doświadczenia w leczeniu tak małych dzieci. Nie wiedzieli, czy jej maleńki organizm wytrzyma.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.