Zapomniany dróżnik
Co do tej fotografii pan Józef nie ma jednak żadnych wątpliwości. - Tutaj mamy przykład wspomnianego już układania nawierzchni na sucho. Metoda ta polegała na tym, że sypało się nawierzchnię na sucho, następnie kropiło smołą, na którą znów sypało się grys i tak w kółko, kilka razy. Na zdjęciu widzimy stary walec parowy oraz beczkowóz ze smołą, którą kropiło się na zagęszczone kruszywo - tłumaczy.
- Po ukończeniu prac jezdnią zajmował się reprezentant zawodu praktycznie już zapomnianego, czyli dróżnik. Pilnował on na określonym pewnym odcinku drogi, czy smoła się nie "wypaca" z drogi. Jeśli zobaczył na niej ciemne, lepkie plamy, to sypał na nie piach z przydrożnych stosików, usypanych mniej więcej co 20 metrów wzdłuż jezdni.
Na fotografii powyżej widzimy trzech mężczyzn. Dwóch z nich ciężko pracuje przy rozkładaniu kamieni na jezdni. Trzeci, w mundurze, wygląda jak strażnik pilnujący więźniów.
- Blisko, bo to wspomniany dróżnik przyglądający się owocom pracy robotników - śmieje się pan Józef. - Zaś co do samej drogi, to czasami na ułożony tłuczeń lało się jeszcze asfalt, a czasami sypnęło się tylko piachem, przejechało walcem i zostawała droga tłuczniowa. Teraz w mieście nie do pomyślenia. Dawniej zaś jak najbardziej - stwierdza drogowiec.
Wszystkie komentarze