Kilka ciekawych koncertów, premiera w Teatrze Laki i Aktora, oraz dwie premiery filmowe - zobacz, czego nie warto przegapić.
REKLAMA
1 z 6
Nosowska i spółka
Legendarna grupa rockowa Hey z charyzmatyczną wokalistką Kasią Nosowską wystąpi w czwartek w Opolu. Formacja na swoim koncie ma już jedenaście albumów i mnóstwo hitów, ale publiczność tradycyjnie pewnie będzie oczekiwać, by wokalistka zaśpiewała także kilka utworów z debiutanckiego, legendarnego już krążka "Fire", z którego pochodzą takie przeboje, jak: "Zazdrość", "Teksański", czy "Dreams".
"Hey", support "Terrific Sunday" koncert 12 marca o godz. 20. Bilety: 49 zł (przedsprzedaż) i 55 zł (w dniu koncertu). Sala koncertowa NCPP
2 z 6
Krzysztof Zalewski
Muzyk, kompozytor, autor tekstów, uważany za jednego z najlepszych wokalistów w Polsce. Artysta z "Idola" ma wiele twarzy.
Kto pamięta długowłosego, drapieżnego młodzieńca śpiewającego w "Idolu" "Smoke on the water" Deep Purple, dziś na koncercie może się zdziwić. Krzysztof Zalewski to prawdziwy muzyczny kameleon, który zmienia się na scenie i zaskakuje, wymykając się muzycznym szufladkom.
Zalewski nie chciał powielać karierę zwycięzców polsatowego konkursu talentów "Idol". Młody wokalista w bardzo dobrym stylu odciął się od swojej przeszłości. Teraz wystąpi w sali koncertowej Narodowego Centrum Polskiej Piosenki w sobotę 7 marca o godz. 20. Bilety: 25 zł (przedsprzedaż); 35 zł (w dniu koncertu).
3 z 6
Dawid Kwiatkowski
W piątek 6 marca o godz. 17 wystąpi ulubieniec nastolatek, czyli Dawid Kwiatkowski. Wokalista po grudniowych koncertach promujących "Pop & roll" wrócił na trasę. Tym razem odwiedza zarówno większe, jak i mniejsze miejscowości, w tym Opole. - Chcemy, by każdy miał szansę zobaczyć nasze show - tłumaczą organizatorzy. - Postaramy się przenieść widzów na inną planetę. W świat o nazwie "Pop & roll". Bilety 59 zł. Od osób nieletnich organizatorzy koncertu wymagają zgody opiekunów na udział w koncercie.
Już w niedzielę premiera jednego z najpiękniejszych bajkowych utworów polskiego teatru lalek. ? Fabuła jest bardzo prosta, według najlepszych wzorców: jest król, królewna i porwanie ? mówi reżyser Aleksander Maksymiak.
"Szewczyk Dratewka" wielu lat jest obecny na scenach lalkowych, wzrusza i bawi najmłodszych oraz starszą publiczność. - Nasz spektakl to podróż do klasyki teatru lalek w jej najlepszym wydaniu. Spektakl ukazuje tradycyjne techniki animacyjne, ale jest przede wszystkim muzyczną przygodą - przekonują organizatorzy inscenizacji.
Reżyser przedstawienia - Aleksander Maksymiak opowieść o dzielnym szewczyku wkomponował w muzyczno-operetkowe konwencje. Baśniowa, zanurzona w świetnych tradycjach dawnego teatru lalek scenografia oraz wyraziste postaci lalek autorstwa Jadwigi Mydlarskiej-Kowal, czynią z Szewczyka Dratewki urocze, magiczne przedstawienie. Ten pogodny, rozśpiewany pełen ciepła spektakl, opowiada o tym, że dobroć połączona z odwagą i ciekawością świata, pomaga zwyciężać zło i osiągnąć szczęście.
- Fabuła jest bardzo prosta, według wzorców najlepszych: król, królewna i porwanie, to wszystko się mieści w przedstawieniu. Mamy bohatera altruistę, który niczego nie oczekuje a wszystko otrzymuje. Postępuje zgodnie ze sobą, jest nastawiony na to aby dać a nie brać ? mówi reżyser Aleksander Maksymiak
----
Teatr Lalki i Aktora, premiera 8 marca o godz. 17. Bilety 16/ 19 zł.
5 z 6
Turysta [KINO MEDUZA]
Tomas i Ebba są szwedzkim małżeństwem spędzającym wraz z dwójką dzieci krótki urlop w narciarskim kurorcie w Alpach. Drugiego dnia Tomas, w sytuacji zagrożenia zachowuje się tchórzliwie, zostawiając żonę i dzieci samym sobie...
Ale co to znaczy "zachowuje się tchórzliwie"- Ze strony Tomasa nie była to wykalkulowana decyzja, ale akt właściwie podświadomy - uległ po prostu impulsowi, czysto biologicznemu instynktowi przetrwania. Ale jest przecież inny instynkt, który nakazuje w takiej sytuacji raczej ratować dzieci, nie siebie- a nie zadziałał. Są jeszcze role społeczne - męża i ojca - którym Tomas w tej sytuacji nie sprostał.
Tak - moim zdaniem słusznie - uważa Ebba. Jest postępkiem męża mocno zdegustowana, żeby nie powiedzieć wstrząśnięta. Nawet może nie samym postępkiem, ale tym, co ujawnił - nieznaną wcześniej część osobowości Tomasa. Ten zaś, usiłując zachować twarz stosuje chyba wszystkie możliwe sposoby (samo)usprawiedliwienia: bagatelizuje wydarzenie zaprzecza mu, relatywizuje itd., ale wobec wymowy faktów są to próby raczej żałosne. Atmosfera robi się nieznośna: nawet dzieci czują, że coś złego się stało.
Film- jak na pełnometrażową fabułę - zbudowany jest wokół pomysłu skromnego, ale potrafi z niego wiele wydobyć i - ukazując konsekwencje pozornie nieistotnego wydarzenia- sięgnąć całkiem głęboko. Mimo niespiesznego tempa ma też porządne napięcie i zrobiony jest z cienkim, subtelnym, nieco złośliwym poczuciem humoru: czuje się, że reżyser nie lubi takich zadowolonych z siebie burżujów, "szczęśliwych rodzinek". Zresztą- czy naprawdę szczęśliwych? Czy nie tylko na pokaz - jak sugeruje pierwsza scena, z fotografem roli głównej? Film prowokuje do wielu i bardzo rozmaitych pytań. I o kondycję współczesnej rodziny właśnie. I o to, na czym polega obecnie rola mężczyzny. I o samą zasadę definiowania człowieka poprzez role, jakie przychodzi mu wypełniać. I o pojęcie honoru i odwagi. Jest przy tym wnikliwy, bezlitosny, ma bardzo dobre, nieliterackie a znaczące dialogi i fajne, ironiczne zakończenie. Chce się po jego obejrzeniu gadać- i naprawdę jest o czym. Tylko lepiej nie zaczynać rozmowy od pytania "A jak ty byś się zachował w takiej sytuacji?", bo może się to źle skończyć...
Podszyta ironią refleksja, jak wyzwolić się z niewoli tytułowego ciała, jest kluczem do nowego filmu Małgorzaty Szumowskiej. Najlepszego jak dotąd w dorobku reżyserki.
Historia zgorzkniałego prokuratora, po śmierci żony niepotrafiącego porozumieć się z córką-anorektyczką, i pragnącej im pomóc terapeutki, która twierdzi, że nawiązała kontakt ze zmarłą, mogłaby być przy braku wyczucia szalenie pretensjonalna. Ale nie jest. W "Body/Ciało" powaga i rozważania nad duchowością zostały bowiem przełamane humorem. Po pokazie na festiwalu w Berlinie, skąd Szumowska wróciła ze Srebrnym Niedźwiedziem za reżyserię.
Ciało staje się dla trojga głównych bohaterów więzieniem pełnym wypartych traum oraz tłumionych emocji. Przyzwyczajony do widoku zwłok prokurator (Janusz Gajos) jest pozbawiony złudzeń, nie radzi sobie jako ojciec, ucieka od problemów w cynizm i wódkę. Od śmierci matki Olga (Justyna Suwała) próbuje ukarać swoje ciało, wyniszczyć je, nie akceptuje siebie, nienawidzi też ojca. Stosująca niekonwencjonalne metody terapeutka Anna (Maja Ostaszewska) po osobistej tragedii zachowuje się jakby tego ciała w ogóle nie miała, chowa kobiecość pod niemodnymi ubraniami. Kobieta twierdzi, że odnalazła spokój dzięki odkryciu w sobie zdolności komunikowania się z zaświatami.
Jednak Szumowska, mimo że znakomita Ostaszewska zręcznie balansuje na granicy groteski, nie robi z bohaterki nawiedzonej dziwaczki. Wręcz przeciwnie: nawet podpuszcza widza, by zawierzył metafizyce z warszawskiego blokowiska. Choć mistycyzm pozostaje jedną z możliwych dróg, reżyserka zdaje się ufać bardziej przyziemnym rozwiązaniom. Zresztą sama Anna ma wystarczający dystans do siebie, by w jednej ze scen zdobyć się na autoironię. Ów dystans wydaje się kluczowy. Dotyczy również odwołań do głośnych spraw z pierwszych stron gazet pokazanych w tle. Taka "prasówka" to jeden ze sposobów, by film osadzić mocno w polskich realiach.
Zawieszone pomiędzy sceptycyzmem a wiarą "Body/Ciało" to w gruncie rzeczy bardzo prosta opowieść o tym, że ludzie potrzebują w coś wierzyć. Szumowska dotyka tego, w jak różny sposób próbujemy radzić sobie z samotnością, przemijaniem, odchodzeniem bliskich i nieumiejętnością porozumienia się z tymi, którzy zostali. Stawia pytanie, czy na pewno warto spierać się o ?metodę?, jeśli przynosi ulgę w cierpieniu; jak wiele, na przekór przysłowiu, mogą znaczyć dobre intencje. Sedno tych rozważań udało się uchwycić reżyserce w ostatniej scenie filmu, nie odbierając przy tym widzom nadziei. A wręcz ją dając.
Wszystkie komentarze