Opole 2016. Największe hity i kity festiwalu [TOP 5]

W tym roku SuperJedynki miały być widowiskiem przede wszystkim muzycznym, bez nużącej konferansjerki. Królować miała muzyka. Na deklaracjach się skończyło.

SuperJedynki w tym roku poświęcone były 30-leciu Teleexpressu. Przez to każda z kategorii w plebiscycie poświęcona była różnym, zwykle niezbyt ekscytującym wspominkom. Do tego wręczenie każdej nagrody przeciągało się niemożebnie. Że już o tak zaskakujących rozstrzygnięciach, jak Kombii wygrywające z Pectus miano SuperZespołu czy Piasek pokonujący Anię Dąbrowską w kategorii SuperAlbum nie wspomnimy.

Najbardziej ucierpiała muzyka, która miała być głównym bohaterem widowiska. Na SuperJedynki złożyło się 10 piosenek, po około 4 minuty każda, co daje nam łącznie około 40 minut muzyki. Koncert trwał natomiast ponad 90 minut. Liczby mówią same za siebie, więcej komentarza nie trzeba.

Krakowski wokalista i instrumentalista występował każdego dnia festiwalu. W piątek zaśpiewał piosenkę "Tak bardzo zmienił się świat" z filmu "Małżeństwo z rozsądku" podczas koncertu z okazji 120-lecia kinematografii. W niedzielę wszedł w buty Czesława Niemena, wykonując "Dziwny jest ten świat". Za każdym razem pozytywnie wyróżniał się na tle pozostałych wykonawców.

Nie inaczej było podczas koncertu SuperPremiery, gdzie zaprezentował się z piosenką "Żałuję każdego dnia bez ciebie" - nastrojową i poetycką, zdecydowanie wyróżniającą się na tle skocznej papki wykonanej przez pozostałych uczestników koncertu. Radek po raz kolejny w SuperPremierach przepadł, a szkoda. Jego występy były plusem festiwalu Opole 2016.

W tym roku na koncertach SuperPremiery i SuperJedynki TVP zrezygnowała z głosowania poprzez wiadomości sms na rzecz dedykowanej aplikacji na smartfony. Miało to uczynić głosowanie sprawniejszym i bardziej transparentnym, a także wyeliminować z konferansjerki uciążliwe przypominanie o tym, by wysyłać wiadomości na danych artystów.

Ale na sobotnich koncertach i tak nie zabrakło częstych zachęt do wysyłania wiadomości sms. Każdy, kto to zrobił, mógł wygrać pobyt w ekskluzywnym hotelu. Przypominanie o tym wydawało się dla prowadzących ważniejsze, jak zachęcanie do korzystania z aplikacji do głosowania na artystów.

Charyzmatyczny jazzman miał swoje pięć minut podczas sobotnich SuperPremier, kiedy to zaprezentował jeden z utworów z nagrodzonej Grammy płyty Night in Calisia, a potem wykonał jazzującą mieszankę utworów znanych z Teleexpressu z udziałem takich artystów, jak Grzegorz Skawiński z Kombii, Ruda z Red Lips czy Kasia Stankiewicz z Varius Manx.

Dla ortodoksyjnych jazzmanów mieszanka ta mogła się wydać trudna do przełknięcia, ale najważniejsze jest, że Pawlik pokazał, iż jazz nie musi być muzyką wysoce niedostępną. W kilkanaście minut dał widowni więcej frajdy, niż 11 artystów, którzy przewinęli się przez scenę podczas SuperPremier.

Na festiwalowej scenie pojawił się po raz pierwszy. I najpewniej ostatni.

To już nawet nie grzech, a tradycja opolskiego festiwalu. Co roku TVP udaje się bowiem znaleźć powód, aby odkurzyć utwory znane i lubiane poprzez zebranie ich w jakieś jubileuszowe zestawienie.

W tym roku takie imprezy były dwie: koncert z okazji 120-leciaq kinematografii, podczas którego zaprezentowano piosenki znane z filmów oraz Złote Opole, podczas którego wybrano największy hit w historii Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki.

To pierwsze wydarzenie położyła chaotyczna konferansjerka, często oderwana od piosenek, które poprzedzała. W tym drugim przypadku po raz kolejny mogliśmy słuchać wykonawców prezentujących swoje największe przeboje.

I choć wydawało się, że Maryla Rodowicz i jej "Niech żyje bal" wygra ten plebiscyt w cuglach, to okazało się, że widownia wybrała Michała Szpaka z piosenką "Jesteś bohaterem", którą wygrał ubiegłoroczne SuperPremiery. Trudno o bardziej wyraźny sygnał, że widownia oczekuje więcej muzyki nowej, a mniej odgrzewanych kotletów.

Nie można mieć złudzeń. Ta rokrocznie wychwalana wspaniała opolska publiczność to tylko statyści podporządkowani widowisku telewizyjnemu. Artyści często skupiają się na śpiewaniu w stronę kamery i niczym złym nie jest dla nich odwracanie się tyłem do ludzi gdy śledzi się oko obiektywu.

W tym roku widownia pokazała jednak, że nie służy tylko jako tło do panoramicznych kadrów transmisji z amfiteatru. Gdy na scenie pojawił się prezes TVP Jacek Kurski, by wręczyć nagrodę główną w koncercie Złote Opole 2016, widownia zaczęła na niego gwizdać i krzyczeć.

Prezes Kurski był przygotowany. Mikrofony zbierające dźwięk z widowni wyłączono, orkiestra miała grać tak długo, aż widownia się uspokoi. Nie pomogło. Ludzie okazali się bardziej wytrwali i na antenie i tak było słychać gwizdy. Widownia pokazała, co myśli.

Będąc przy osobie prezesa TVP nie można nie wspomnieć o tym, jak zachował się po wygwizdaniu. Na scenie zasugerował, że gwiżdżący to obcokrajowcy, którzy w taki sposób wyrażają aplauz. A potem poprosił, by owi cudzoziemcy dali mu przeczytać werdykt dla polskiej publiczności.

Na tym nie koniec. Jacek Kurski miał się bowiem spotkać z dziennikarzami po koncercie. Krążył do zapleczu, ale przed kamerami i mikrofonami ostatecznie nie stanął, a biuro prasowe festiwalu Opole 2016, które najpierw wysyłało zaproszenie na konferencję, informowało, że jednak spotkania z prezesem TVP w niedzielę nie będzie. Sugerowano, że konferencja może się odbyć w poniedziałek.

I odbyła się. Ale zaproszono tylko wybrane media: Telewizję Publiczną oraz Radio Opole. Pozostali dziennikarze o konferencji Jacka Kurskiego dowiedzieli się po fakcie. I - jak udało nam się ustalić - to nie był przypadek.

Najjaśniejszy punkt w programie festiwalu Opole 2016. W tym roku na imprezę zaproszono wykonawców, którzy już teraz są rozpoznawalni. Był to zabieg całkiem niezły, bo podnosił szanse na to, że widz nie zmieni kanału. Tylko sam koncert można by w tej sytuacji nazwać Debiutami w opolskim amfiteatrze, ponieważ taki Kortez, który cały koncert otwierał i zdobył potem nagrodę publiczności, na festiwal przyjechał już po tym, jak odebrał Fryderyka, właśnie w kategorii debiutantów.

Uczestnicy Debiutów zaserwowali muzykę świeżą, pełną ciekawych brzmień, aranży i tekstów. To były po prostu dobre, nowoczesne piosenki. Za to, że podczas 53. Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki po wielu latach pozwolono uczestnikom koncertu Debiutów wykonać autorskie kompozycje, zamiast wciskać ich w cudzy repertuar, TVP należy się pochwała.

Dramat w trzech aktach. Pierwszym było odbieranie osobom wchodzącym w sobotę do amfiteatru gadżetów rozdawanych przez Komitet Obrony Demokracji. Ochrona zasłaniała się regulaminem, że na teren obiektu nie można wnosić materiałów o charakterze politycznym.

W drugim akcie KOD rozdawał widzom wchodzącym do amfiteatru wyłącznie chorągiewki z polskich barwach narodowych. Ale i te ochrona rekwirowała. gdy dopytywaliśmy dlaczego, ochrona powołała się na instrukcje od organizatora, czyli TVP, oraz odmówiła dalszego komentarza odsyłając do biura prasowego. Radek Brzózka, rzecznik prasowy festiwalu zapewnił, że zakaz wnoszenia polskich flag nie był przez TVP wydawany i że to nadgorliwość ochroniarzy.

Trzeci akt miał miejsce w niedzielę. Ochrona znów zabierała polskie chorągiewki. Tłumaczenie było to samo - zalecenia organizatora festiwalu. Po naszym telefonie znów interweniował Radek Brzózka, tym razem osobiście. Gdy w końcu zakaz chorągiewkowy udało się uchylić, większość widowni była już w amfiteatrze.

Kuba Sienkiewicz i zespół Elektryczne Gitary zaskoczył wszystkich. Podczas piątkowego koncertu z okazji 120-lecia kinematografii wykonał bowiem zmienioną wersję piosenki Kiler z filmu o tym samym tytule. Nowe wersy odnosiły się do dobrej zmiany. Po koncercie Sienkiewicz tłumaczył, że styl uprawiania polityki w Polsce mu się nie podoba, więc postanowił o tym zaśpiewać.

Zmiana nie była sygnalizowana na próbach, podczas których zespół grał tradycyjną wersję swojego hitu. Nowa wersja może stać się równie popularna, a Kuba Sienkiewicz ożywił aluzyjnym tekstem ducha czasów które - jak chyba do niedawna myśleliśmy - nie powrócą już.