Dziecko umierało na korytarzu szpitala
1 listopada rodzice dwuletniego Szymona ponad godzinę czekali na pomoc lekarską na izbie przyjęć Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu. Ta nadeszła dopiero wtedy, gdy dziecko straciło przytomność. Jednak wówczas na ratunek było już za późno. Mimo ponad 40-minutowej reanimacji chłopiec zmarł. Lekarze stwierdzili, że u chłopca wystąpiły kliniczne objawy wstrząsu spowodowanego sepsą.
Zdaniem Marka Piskozuba, byłego dyrektora WCM, "ewidentnego zaniedbania w tej sprawie nie było".
- Wcześniej nic dramatycznego się nie działo, więc lekarka uznała, że stan zdrowia nie zagraża jego życiu, został oznaczony jako "zielony" [największy priorytet mają pacjenci "czerwoni", następnie "żółci" - przyp. red.]. Może zabrzmi to dziwnie i brutalnie, ale lekarz oddziału ratunkowego, który przecież był na miejscu, mógł zareagować dopiero wtedy, gdy nastąpiło zagrożenie życia. I tak właśnie się stało - tłumaczył wówczas Marek Piskozub.
Skutkiem tragedii była dymisja ówczesnego dyrektora. Wicemarszałek Roman Kolek zobowiązał dyrekcję szpitala do natychmiastowego uruchomienia dodatkowego dyżuru pediatry, który przyjmowałby tylko na oddziale ratunkowym. Samorząd proponuje też, aby w WCM zamontowano monitoring w części recepcyjnej i w poczekalni oddziału ratunkowego.
Wszystkie komentarze