Gracek. Król opolskich lokali
- Był liderem grupy i prowodyrem. Wydawało mu się, że jest królem lokali, że będzie jadł i pił za darmo, kelnerzy będą mu usługiwać, a w miarę jak alkoholu w butelkach ubywało, jemu i jego ludziom rosła odwaga. Później zaczął wymyślać, że zorganizuje rurki dla dziewczyn, bo brakowało mu lokalu go-go w mieście. Chciał sprzedawać wódkę z nielegalnych źródeł. Wydawało mu się może, że zajmie miejsce gangstera "Pinezy". Takie zachowanie należy stanowczo napiętnować - mówił sędzia Piotr Wieczorek o Gracjanie D. podczas ogłaszania wyroku.
"Gracek" pojawiał się ze swoimi ludźmi w lokalach i wszczynał awantury lub pijackie burdy. Podczas jednej z wizyt w lokalu Garaż Gracjan D. zaczął rzucać butelkami wódki, a w bar rzucił krzesłem. Gdy barmanka wezwała policję, właściciel zapewniał, że nic się nie stało. Po odjeździe policji musiał dać "Grackowi" 1300 zł, bo ten przegrał pieniądze na automacie do gry, który próbował potem zniszczyć. Szajka tak często później nachodziła ten lokal, że właściciel Garażu zdecydował się go zamknąć.
Do tego Gracjan D. bił klientów i właścicieli lokali. Herszt bandy nigdy nie płacił za zamówione tam rzeczy. W sumie wraz z kolegami przejadł w pubie blisko 2 tys. zł.
Najsłynniejsza akcja bandy Gracka? Postanowili oni ten mieszczący się w centrum miasta lokal wysadzić w powietrze. Nad ranem grupa chciała wejść do środka, ale drzwi były zaryglowane, dlatego bandyci weszli od zaplecza. Wyłamali drzwi i włożyli do środka butlę z gazem tak, że znajdowała się w pobliżu trzech innych butli, i podpalili ją. Pracownicy pubu zdołali ugasić pożar gaśnicą. Powołany w toku śledztwa biegły stwierdził, że gdyby nie zareagowali tak szybko, istniało realne ryzyko wybuchu. Zagrożone było życie 60 osób.