Osiedle AK zamawia jedzenie, Zaodrze gotuje. Co jedzą opolanie?

Od 2014 roku na rynku usług gastronomicznych działa spółka Stava z Opola. Firma świadczy usługę dowozu jedzenia dla kilkuset restauracji i pubów we Wrocławiu i Opolu. Jej kurierzy są w stanie dostarczyć zamówioną pizzę, makaron czy hamburgera nawet w pół godziny.
- Stawiamy na szybką dostawę. Wielu klientów na podstawie informacji o czasie oczekiwania na zamówienie podejmuje decyzję, czy coś kupi, czy nie. Jeśli usłyszą, że muszą czekać nawet dwie godziny, to zrezygnują. Zakładamy, że klient zamawia jedzenie, gdy poczuje głód i chce szybko je otrzymać. Czas dostawy jest dla niego najważniejszy - mówi Grzegorz Aksamit, wiceprezes spółki Stava.
Jak podkreśla, dzięki kurierom restauracje mogą jednocześnie zaoszczędzić czas i koszty, a klienci bardzo szybko otrzymują zamówienie. Cała korzyść bierze się z efektywnej logistyki.

Kurierzy nie jeżdżą na pusto

Zanim w Opolu pojawili się kurierzy Stava, standardem dla mieszkańców było nawet 1,5 godziny oczekiwania na zamówienie. Klienci czekali długo na posiłek nawet wtedy, gdy mieszkali pięćset metrów od lokalu, bo np. kierowca akurat wyjechał do mieszkania oddalonego o cztery kilometry.
- W tradycyjnym modelu kierowca zatrudniony przez lokal wyjeżdża do klienta z posiłkami, dostarcza zamówienie, a potem wraca na pusto po kolejne zamówienie i znowu wyjeżdża do klienta. Nasi kurierzy działają inaczej, bo wracając od klienta jadą od razu do najbliższej restauracji, z którą współpracujemy, po kolejne zamówienie i znowu ruszają w trasę. Całą ich pracą steruje system informatyczny, którego algorytm układa kurierom najbardziej optymalne trasy. W ten sposób nigdy nie jeżdżą na pusto. Dzięki temu nie marnują czasu, pokonują mniej kilometrów i są tańsi. Oferujemy więc lepszą usługę i jeszcze możemy na tym zarobić - mówi Grzegorz Aksamit.

Raport już na wstępie potwierdził obiegową opinię, że najwięcej zamówień jedzenia na dowóz składanych jest w ciągu weekendu, od piątku do niedzieli. Środa i czwartek są przeciętnymi dniami, natomiast w poniedziałki i wtorki zainteresowanie jedzeniem na dowóz jest najniższe (mniejsze nawet o 15 proc.).

Co ciekawe, z zebranych danych wynika, że szczyt zamówień wypada zawsze w tygodniu, w którym wypada dzień wypłat, czyli w okolicy 10. dnia każdego miesiąca.

- Jak się okazuje, Polacy wydają wypłatę natychmiast po jej otrzymaniu To wyraźny trend obserwowany w naszych dowozach. Widać wówczas wyraźny skok liczby zamówień jedzenia na dowóz - mówi Grzegorz Aksamit.

Liczba zamówień w pierwszy weekend po dniu wypłat jest średnio o 12 proc. wyższa w porównaniu do weekendu tuż przed wypłatami.

Z raportu wynika też, że pierwszy szczyt dowozów pojawia się w porze lunchu, między godziną 12 a 14.

- W Opolu najwięcej naszych kursów odbywa się wówczas po śródmieściu, bo ludzie przebywają wtedy w biurach i zamawiają jedzenie do pracy - mówi Grzegorz Aksamit.

W okolicach godziny 16 i 17, kiedy duża część ludzi wraca do domu, pojawia się mały spadek liczby zamówień. Drugi, wieczorny szczyt przychodzi około godziny 18, lecz nie jest już tak intensywny i szybko wygasa.

- W zależności od dnia tygodnia szczyty mogą wyglądać inaczej - wyróżnia się tutaj niedziela. W niedzielę, kiedy większość osób nie pracuje, jest tylko jeden szczyt "obiadowy" w okolicach godziny 14 i 15 - mówi Grzegorz Aksamit.

Średnia wartość rachunku za jedzenie na dowóz związana jest przede wszystkim z minimalną kwotą zamówienia. Zdecydowana większość restauracji nie przyjmuje zamówień poniżej 20-25 zł.

- Koszt dowozu do klienta jest w takim wypadku zbyt wysoki w stosunku do wartości rachunku i takie zamówienia są zazwyczaj nieopłacalne - uważa Grzegorz Aksamit.

Jak dodaje, klienci nie są skłonni zapłacić za dowóz więcej niż 5 zł, a to nie pokrywa w całości kosztu dostawy, dlatego jej znaczną część restauracja musi pokrywać z marży na posiłku.

Restauracje, które wożą najwięcej, często mają bezpłatną dostawę dla klienta i cały jej koszt pokrywają z marży. Natomiast lokale, które opierają się głównie na ruchu na sali, a dowozy traktują jako dodatek, ustawiają minimalną kwotę zamówienia jeszcze wyżej - na poziomie 40-50 zł. Stanowi to jednak istotną barierę dla klientów i zazwyczaj oznacza automatycznie mniejsze wpływy do budżetu restauracji z dostaw.

Ciekawe dane przynoszą też zestawienia średnich wartości rachunków. Różnice w ich wysokości widoczne są w rozbiciu na godziny zamówienia. Wyraźny szczyt występuje od poniedziałku do piątku o godzinie 11 (średni rachunek wynosi ponad 70 zł).

- Klienci zamawiają wtedy jedzenie do biur dla większej grupy osób na raz. Jako potwierdzenie warto zwrócić uwagę, że nie ma tego szczytu w soboty i niedziele - mówi Grzegorz Aksamit.

Podkreśla również, że znaczenie ma też dzień tygodnia. Bo porównując ogólną średnią wartość rachunku do średnich w poszczególnych dniach tygodnia, możemy zaobserwować, że najniższa średnia występuje w poniedziałki, a najwyższa w piątki. - Biorąc pod uwagę, że po niedzieli również liczba zamówień jest najniższa, czyni to poniedziałek najmniej opłacalnym dniem tygodnia dla restauratorów. Z tych powodów niektóre lokale rezygnują tego dnia z pracy - uważa Grzegorz Aksamit.

Podkreśla też, że średnia wartość rachunku jest mocno uzależniona od rodzaju kuchni, a różnice potrafią być naprawdę spore.

I tak, za pizzę na dowóz średnio płacimy 44 zł, za burgery - 58 zł, kebab - 40 zł, kuchnię orientalną - 46 zł, a za pierogi - 51 zł.

Niekwestionowanym królem jedzenia na dowóz nadal pozostaje pizza (stanowi ponad 40 proc. zamówień). Widać też wyraźnie, że kolejnych fanów zdobywają modne w ostatnich latach burgery (12 proc.). Popularny jest też kebab (ok. 10 proc.) i kuchnia polska (ok. 7 proc.). Dla odmiany we Wrocławiu ok. 10 proc. zamówień stanowi dodatkowo kuchnia tajska.

- Są takie obszary Opola, gdzie jeździmy bardzo często, i takie, gdzie z jakiegoś powodu ludzie nie zamawiają jedzenia na dowóz. Spodziewaliśmy się, że będziemy mieli więcej dostaw do blokowisk na Zaodrzu. Mieszkańcy tej dzielnicy chyba jednak wolą gotować sobie w domu. Dużo kursów wykonujemy na Malinkę i osiedle AK. To raczej naturalny trend, bo mieszka tam około 40 proc. opolan. Pozytywnym zaskoczeniem były też dla nas Chabry - zarówno stare, jak i nowe, oraz śródmieście - 1 Maja czy Katowicka - mówi Grzegorz Aksamit.

Dużo kursów wykonywanych jest też do opolskich akademików - Oleska/Katowicka (UO) i Mikołajczyka (PO).

- Nasi kurierzy często przyjeżdżają też do szpitali, na ulicę Katowicką i Witosa. Jedzenie zamawiają pacjenci i personel placówki, czyli ludzie, którzy przebywają na miejscu wiele godzin i szukają alternatywy dla kanapki - mówi Grzegorz Aksamit.

Jak dodaje, w porównaniu do Wrocławia kurierzy w Opolu pokonują mniejsze odległości, a co za tym idzie, są w stanie pracować efektywniej, wykonując więcej dostaw w ciągu godziny (średnia dostawa firmy Stava trwa 35 minut).