Na potrzeby raportu firma Stava - operująca m.in. w Opolu, Wrocławiu, Łodzi, Bydgoszczy, Szczecinie i Rzeszowie - przebadała publicznie dostępne dane z portali społecznościowych z 86 polskich miast mających powyżej 50 tys. mieszkańców.
"Średni odsetek lokali z dowozem w kraju wynosi 19 proc. Wśród dziesięciu miast o największej populacji odsetek ten spada do 18 proc. Co ciekawe, najwyższy udział restauracji z dowozem w całej bazie gastronomicznej obserwujemy w miastach od 50 tys. do 80 tys. mieszkańców" - czytamy w raporcie.
fot. Stava
Pierwsza trójka miast w Polsce pod względem odsetka lokali z dowozem do Siedlce (77 020 mieszkańców, 37,9 proc. lokali z dowozem jedzenia), Biała Podlaska (57 303 mieszkańców, 37,3 proc. . lokali z dowozem) oraz Stalowa Wola (62 400 mieszkańców, 35,3 proc. lokali z dowozem).
Z badań przeprowadzonych przez Stava wynika, że mieszkańcy poszczególnych miast potrafią mieć bardzo odmienne preferencje kulinarne. W wykazaniu tego pomogło opracowanie specjalnych indeksów, określających ilość lokali oferujących dany rodzaj kuchnia na tysiąc mieszkańców. Im mniej mieszkańców na dany typ kuchni, tym większa konkurencja.
fot. Stava
W przypadku pizzerii najtrudniej taki lokal prowadzić Jeleniej Górze, Kielcach i Łomży. W tym pierwszym mieście na jedną pizzerię przypada nieco ponad 1,6 tys. mieszkańców. W przypadku pozostałych dwóch miast jest to ponad 2,3 tys. mieszkańców na pizzerię.
fot. Stava
Z kolei teoretycznie najłatwiej jest Koszalinie (prawie 18 tys. mieszkańców na pizzerię), Stargardzie (ponad 17 tys. mieszkańców na lokal z pizzą), Głogowie (blisko 11,5 tys. osób na pizzerię) i... Warszawie (ponad 8 tys. osób na lokal).
Warszawa przoduje natomiast jeśli chodzi o konkurencję na rynku lokali specjalizujących się w przygotowaniu sushi. Niełatwo jest też w Płocku oraz Zawierciu.
fot. Stava
Z kolei w przypadku burgerów najsilniejsza konkurencja panuje w miastach o stosunkowo niewielkiej ilości mieszkańców. Pierwsza trójka w tym względzie we wszystkich przypadkach ma około 60 tys. osób. To Mielec, Pruszków i Tarnowskie Góry.
fot. Stava
Natomiast chcąc otworzyć knajpę z jedzeniem wegetariańskim i wegańskim na ostrą konkurencję trzeba się nastawić w Katowicach, Wrocławiu i Raciborzu.
fot. Stava
Z raportu Stava dowiadujemy się o popularności różnych rodzajów jedzenia w zależności od dni tygodnia. Ze statystyk wyraźnie wynika, że w przypadku burgerów, pizzy i dań wegetariańskich najgorsze są poniedziałki, kiedy ilość składanych zamówień spada znacznie poniżej średniej. W pozostałe dni tygodnia sytuacja zależy od danego typu kuchni.
fot. Stava
Burgery są "pod kreską" również we wtorki i środy, ale tylko nieznacznie. W pozostałe dni tygodnia ilość zamówień przekracza średnią, a apogeum przypada na piątek. "Piątkowe upodobanie do wołowiny może zastanawiać w kontekście głęboko kulturowo zakorzenionego zakazu jedzenia mięsta w ten dzień" - komentują autorzy raportu.
fot. Stava
Pizza jest poniżej średniej w tygodniu, za to jej sprzedaż wzrasta znacznie w weekend, z apogeum przypadającym na sobotę.
fot. Stava
Lokale prowadzące kuchnię wegetariańską notują mniej zamówień w niedziele i poniedziałki. Wtorki są maksymalnie przeciętnie, natomiast w pozostałe dni sprzedaż jest na plusie, ze szczególnym uwzględnieniem piątków.
fot. Stava
Z kolei pierogarnie ponadprzeciętne wyniki notują przez cały tydzień. Za to w soboty zamówień jest znacznie mniej. W niedziele statystyki są jeszcze gorsze, acz wynika to m.in. z faktu, że sporo pierogarni po prostu nie działa.
W raporcie Stava można też znaleźć informacje na temat przeciętnej wartości zamówień w relacji do godzin, kiedy się one pojawiają. Ze statystyk wynika na przykład, że w przypadku pizzy najdroższe zamówienia pojawiają się z samego rana, głównie z racji tego, że firmy zamawiają jedzenie ze sporym wyprzedzeniem. Potem wartość zamówień systematycznie spada. O godz. 8 to średnio 75 zł, o godz. 9 to ponad 60 zł, zaś potem średnia oscyluje w okolicach 40 zł.
Podobną tendencję można zauważyć w przypadku zamówień kebabów, które z samego rana są warte średnio 80 zł. Potem ten wskaźnik pikuje i przez większość dnia wynosi około 30 zł, z delikatnym wzrostem na koniec doby.
fot. Stava
"Potrawy orientalne uciekają od schematu dużego lunchowego szczytu z powolnym spadkiem wraz z postępem dnia. Choć średnia jest wyraźnie wyższa w godzinach lunchu, to jednak prawdziwy szczyt pojawia się w godzinach wieczornych" - czytamy w raporcie Stava. Wartość zamówień dla potraw orientalnych to od ponad 40 do 80 zł.
Natomiast najwięcej płacimy za zamówienia sushi. Ich wartość niezależnie od pory dnia praktycznie nie schodzi poniżej 100 zł, a w porze zamówień lunchu przekracza 120 zł. To nie powinno dziwić z racji faktu, iż - według raportu Stava - zainteresowanie sushi w Polsce od kilku lat utrzymuje stałą tendencję wzrostową.
Z danych Stava wynika, że najdłużej - średnio od 63 do 68 minut, a więc ponad godzinę - trzeba czekać na zamówienia składane w porze lunchowej, w godzinach 10-12. Później średni czas oczekiwania nieznacznie maleje, oscylując wokół godziny, by znów podskoczyć o godz. 19. Później oczekiwanie na zamówione jedzenie staje się krótsze.
Jednakże - jak zauważają autorzy raportu - ogromny wpływ na średni czas oczekiwania na posiłek ma jego rodzaj. "Pomiędzy różnymi kuchniami może być nawet 100 proc. różnicy w czasie oczekiwania. "Najszybszym" daniem jakie możemy zamówić jest kebab. Łatwy i szybki w przygotowaniu oraz transporcie dotrze do nas średnio po ok. 37 minutach. Na drugim końcu skali znajdziemy czasochłonne w wykonaniu sushi, którego średni czas oczekiwania jest dwukrotnie wyższy (średnio ok. 78 min). Pizza, najpopularniejsze z dań na dowóz znajduje się mniej więcej po środku skali, ze średnim czasem oczekiwania ok. 55 minut" - czytamy w opracowaniu.
fot. Stava
Nie bez znaczenia jest też dzień tygodnia, w którym składamy zamówienie. Najlepiej pod tym względem wypadają poniedziałki, ze średnią czasu transportu posiłku (nie uwzględnia czasu potrzebnego na jego przygotowanie) wynoszącą nieco ponad 28 minut. Najdłużej sam transport trwa w soboty - ponad 33 minuty.
Autorzy raportu zauważają, że wprowadzenie zakazu handlu w niedziele istotnie wpłynęło na zwyczaje żywieniowe Polaków.
"Analiza przeprowadzona tuż po wejściu zakazu w życie wykazała wzrost ilości zamówień na dowóz od 33 proc. do nawet 65 proc. w stosunku do wcześniejszych niedziel (w zależności od miasta)" - czytamy w opracowaniu.
Eksperci Stava przewidują, że "w najbliższym czasie możemy spodziewać się otwarcia w niedziele wielu lokali dotychczas w ten dzień nieczynnych. Zakaz będący dla wielu solą w oku, dla restauratorów okazuje się być wyjątkową okazją do zarobku".
Wspólne wyjście na miasto to popularna forma spędzania Walentynek. Skutek jest taki, że 14 lutego zwykle nie sposób znaleźć wolne miejsce w jakimkolwiek lokalu.
fot. Stava
Dlatego w tym dniu widoczny jest wyraźny wzrost zamówień jedzenia z dowozem. Najwyższe wzrosty notowane są w Opolu, Legnicy, Białymstoku i w Wrocławiu. 14 lutego rośnie też średnia wartość zamówienia w porównaniu do innych dni. Przykładowo 7 lutego wynosiła ona nieco ponad 50 zł, a w Walentynki było to blisko 60 zł.
fot. Stava
Materiał promocyjny
Dzisiejsza gazeta (e-wydanie)
Wszystkie komentarze