W I lidze by jeszcze pograł
Obserwuje pan co teraz robią pańscy koledzy z tamtych czasów? Wielu z was zostało przy siatkówce.
- Cieszę się bardzo, że teraz się tak sprawy układają, choćby z Januszem Bułkowskim, Michałem Chadałą, Rolandem Dembończykiem czy Sebastianen Świderskim do niedawna. Bo kiedyś byłem zły, że koledzy którzy zostali na Opolszczyźnie nie mają pracy w siatkówce, ale to już się zmienia. Ktoś poszedł po rozum do głowy i zdał sobie sprawę, że nie ma co zatrudniać obcych, jak są fachowcy na miejscu i to tacy, którzy oddali pół życia i zdrowia za dany klub. Bo często jest tak, że my jesteśmy fajni, jak jesteśmy potrzebni. Tylko potem się to wszystko zaciera, a my na to jesteśmy bardzo wrażliwi. Sprawia mi to jeszcze większą radość, że ktoś z nas w klubie w którym graliśmy i zdobywaliśmy sukcesy znalazł swoje miejsce i oby tak dalej.
To lepiej jest być zawodnikiem czy raczej trenerem?
- Chyba do tej pory jest mi to obojętne. Jakby mi ktoś zaproponował teraz granie w I lidze i gdyby mi zdrowie na to pozwoliło to bym się chętnie zgodził. Ja zawsze też dla siebie byłem trochę trenerem. Zawsze chciałem sam siebie kontrolować, poprawiać i teraz jako szkoleniowiec też tak do siebie podchodzę. Fajnie było się zmęczyć, spocić, sponiewierać na boisku, żeby mieć większą radość z sukcesów. Teraz w tej pracy tez nerwów nie brakuje. Tylko czasem człowieka cholera bierze, że nie może wejść na boisko, żeby zrobić to po swojemu. Ja jestem człowiekiem, który uwielbia pracować, a jeżeli mam to szczęście, że w dodatku wciąż mogę robić coś co kocham to tym bardziej. Dodatkowej motywacji daje mi to, że mogę szkolić młodych zawodników. I kilkunastu z nich trafiło już do PlusLigi. Może nie do końca ja ich tam wszystkich wprowadziłem, ale jednak przeszli też przez moje ręce i jakąś cząstkę do tego sukcesu dołożyłem. Jeżeli kiedyś któryś z nich w rozmowie ze mną powie: "Trenerze, dzięki" to będzie to dla mnie największa nagroda.
Wszystkie komentarze