- Deszcz, który spadł w nocy, mógł sprawić, że zanieczyszczenia, które znajdowały się na pogorzelisku, spłynęły do Odry - uważa prof. Bogdan Wziątek, ekspert Parlamentarnego Zespołu ds. Renaturalizacji Odry. Politycy żądają wyjaśnień, jak doszło do pożaru i dlaczego przez kilka lat nie udało się usunąć składowiska z niebezpiecznymi odpadami.
Najwyższa Izba Kontroli pod nadzorem szefów opolskiej delegatury NIK przeprowadziła kontrolę dotyczącą ubiegłorocznej katastrofy ekologicznej w Odrze. Wnioski są zdecydowane. Państwowe instytucje od pierwszych dni zawodziły, nie podejmowały odpowiednich działań i nie ostrzegały mieszkańców terenów wzdłuż Odry.
W okolicach jazu na Odrze przy moście im. Ireny Sendlerowej w Opolu pojawiły się na wodzie duże ilości piany. Postanowiliśmy wyjaśnić, czy to zjawisko powinno niepokoić.
Od 25 sierpnia tylko z opolskiego odcinka Kanału Gliwickiego wyłowiono już blisko 1,5 tony śniętych ryb. Sytuacja staje dramatyczna, ponieważ w ostatni piątek i sobotę to było ponad pół tony. - Śnięte ryby stają się większym zagrożeniem niż złote algi - ocenia prof. Bogdan Wziątek, ekspert Parlamentarnego Zespołu ds. Renaturalizacji Odry.
W ciągu ostatnich dni z Kanału Gliwickiego wyłowiono kilkaset kilogramów śniętych ryb. Prof. Bogdan Wziątek, ekspert Parlamentarnego Zespołu ds. Renaturalizacji Odry, przekonuje, że katastrofy należało się spodziewać, a przede wszystkim można było jej uniknąć. Według Witolda Zembaczyńskiego, posła KO, służby mogą się starać rozmiar katastrofy zatuszować.
Do tej pory państwowe instytucje nie wskazały winnych zatrucia Odry, do którego doszło w wakacje ubiegłego roku, i doprowadzenia do masowego śnięcia ryb. Według Greenpeace'u przyczyną były ścieki zrzucane przez śląskie kopalnie, które wpływały do Odry na wysokości Kędzierzyna-Koźla. Taki scenariusz już w sierpniu brali pod uwagę eksperci.
Nie ma już wątpliwości, że w Kanale Gliwickim doszło do silnego zakwitu złotych alg, potwierdziły to badania przeprowadzone w laboratorium Uniwersytetu Gdańskiego. Wojewoda opolski przedłużył o tydzień zakaz korzystania z wód kanału.
Po raz ostatni pełne badanie ścieków, które zrzuca Elektrownia Opole do Odry, przeprowadzono w połowie czerwca. Firma zapewnia jednak, że w lipcu i sierpniu dodatkowo badano poziom rtęci i kadmu, a system odprowadzania ścieków jest cały czas monitorowany. Nie przekroczono żadnych norm, nie zauważono też wyjątkowych sytuacji.
W województwie opolskim próbki badań wody z Odry pobierane są w siedmiu punktach. We wszystkich poziomy przewodności, czyli zasolenia wody, są nadal przekroczone.
Jestem absolutnie przekonany, że do katastrofy na Odrze doszło z winy człowieka, natura była pewnego rodzaju katalizatorem. Gdyby wprowadzono odpowiednie procedury i państwo działało sprawnie, katastrofy można było uniknąć, a na pewno zminimalizować jej skutki.
- Katastrofa była kwestią czasu. Ale potrzebowała jeszcze tego, co ją wyzwoli. Biorąc pod uwagę potwierdzoną obecność gatunku obcego w naszym ekosystemie - glonów zdolnych do produkcji toksyn zabijających ryby - potrzebny był jeszcze czynnik, który umożliwi mu optymalny rozwój. Był nim skok zasolenia - mówi dr Sebastian Szklarek, ekolog wód, specjalista ds. monitoringu jakości wód i ich ochrony przed zanieczyszczeniami.
Marszałkowie z zachodniopomorskiego, opolskiego, lubuskiego i dolnośląskiego podpisali porozumienie dotyczące wspólnych działań ratujących Odrę.
Od poniedziałku wędkarze nie będą mogli zabierać złowionych w Odrze ryb. To pierwszy krok w procesie odbudowania zasobu ryb w rzece, który z pewnością potrwa wiele lat. Proces rozpoczyna się właśnie na Opolszczyźnie, gdzie katastrofy ekologicznej praktycznie nie było.
W czwartek po południu w Kanale Gliwickim ponownie zauważono śnięte ryby. Na miejsce wezwano kilka jednostek straży pożarnej, były ochrona środowiska i służby weterynaryjne. Przyjechał także wojewoda opolski. O dużych ilościach śniętych ryb w Kanale Gliwickim alarmowano już w lipcu, a nawet w marcu.
Badania wody w Odrze wykazały, że najwyższe natlenienie obserwowane jest między innymi w Kanale Gliwickim, gdzie podobnie jak w Kanale Kędzierzyńskim zasolenie przekracza 5-6-krotnie wskaźniki. W obu kanałach stwierdzono też podwyższone wartości rtęci, ale według Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska to zjawisko naturalne.
Politycy Platformy Obywatelskiej krytykują działania służb zaangażowanych w sprawę zanieczyszczenia Odry. Chodzi tu zarówno o reakcję na informacje o zanieczyszczeniu, jak i poszukiwanie sprawcy katastrofy ekologicznej.
Zdymisjonowany Generalny Inspektor Ochrony Środowiska 3 sierpnia poinformował wojewodę opolskiego Sławomira Kłosowskiego o śnięciu ryb na opolskim odcinku Odry. Urząd nie poinformował jednak o zagrożeniu dla życia, zdrowia ludzi i zwierząt. Nikt nie zakazał też korzystania z Odry, łowienia ryb i ich spożywania.
Około godz. 14 we wtorek (16 sierpnia) pod Opolem zauważono niebezpieczną substancję w niewielkim dopływie Odry. Na miejscu interweniowała grupa ratownictwa chemicznego. Straż pożarna zapewnia, że substancja do Odry nie wpłynęła.
Pojawiają się kolejne spekulacje dotyczące powiązania Kędzierzyńskich Zakładów Azotowych z katastrofą ekologiczną w Odrze. Internauci zwracają też uwagę na zrzuty wody, które miały miejsce tuż przed odkryciem katastrofy. Spółka ZAK SA i Wody Polskie zaprzeczają takiej wersji wydarzeń.
Brak monitoringu zanieczyszczeń rzek czy problemy z przekazaniem próbek wody do badań wpływają na wielki chaos, który utrudnia uniknięcie katastrof ekologicznych jak ta obserwowana właśnie na Odrze. To wnioski z pierwszego spotkania zespołu ds. Odry powołanego przez marszałka województwa opolskiego.
Poznaliśmy wyniki badań próbek wody pobranych przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Opolu. Trwa kontrola firm korzystających z wody w rzece na opolskim odcinku Odry.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.